Kapł. 19:31: „Nie zwracajcie się do mediów spirytystycznych i nie radźcie się tych, którzy trudnią się przepowiadaniem wydarzeń, żebyście przez nich nie stali się nieczyści. Jam jest Jehowa, wasz Bóg”. 2 Król. 21:6: „ [Król Manasses] uprawiał magię i wypatrywał znaków wróżebnych, i ustanowił media spirytystyczne
1. Stwórz więź ze sprzętem. „Dzięki wykształcaniu w sobie empatii wobec rzeczy, które posiadamy, mamy ogromną szansę na stworzenie bardziej przyjaznych środowisku praktyk” – mówi Shelby Wauligman, projektantka butów do biegania w Nike. „Jeśli szanujemy rzeczy, bardziej dbamy o to, aby służyły nam jak najdłużej”.
Celebruj małe sukcesy i zacznij pielęgnować drobne nawyki. Pamiętaj o odpowiednim nawodnieniu, zrób badania krwi żeby zobaczyć, czy nie masz niedoborów. Jeśli męczą cię problemy psychiczne, nie ma co czekać aż samo się poprawi. Psycholog albo psychiatra nie są tacy straszni, jak ich malują. 69.
Niech podsumowaniem tego wszystkiego będzie ten typowy dla Polski przykład, jak walczą rodzice, kobieta o swoje przetrwanie i ich dziecko. Jak myślą, jak “umierają” ich nadzieje, razem z dzieckiem jego dorosłością, a przecież życie powinno się zaczynać po 24 roku życia…a u nas się kończy.
Nie wiem jak mam dalej żyć. Jestem w pełni świadoma, ie sensem życia jest właśnie samo życie lecz nie jest chyba to dla mnie wystarczające… jestem potwornie zagubiona. Nie potrafię odnależć się wśród ludzi. Kiedy przekraczam próg mojego domu staje się zamknięta na świat i na ludzi, którzy mnie otaczają.
O wszystkim co kocham i co jest bliskie mojemu sercu. Ograniczając zakup gazet, tnąc wszystko w niszczarce, robiłam brykiety do rozpalania w kominku i tak, dotrwałam bodajże do 2012 roku, kiedy to ustawa śmieciowa weszła, która notabene bokiem też mi wyszła, gdyż z przyzwyczajenia oprócz regularnego, wymaganego z urzędu płacenia za wywóz śmieci, chyba przez dwa lata
. Witam serdecznie! Na podstawie opisanych przez Panią/Pana dolegliwości trudno napisać coś więcej, poza tym że sytuacja zdecydowanie wymaga konsultacji z lekarzem psychiatrą oraz psychologiem. Poczucie przygnębienia, smutek, płaczliwość, chęć izolacji czy niezdolność do pracy mogą być objawami nasilającej się depresji. Mogą świadczyć również o innym trudnościach ze zdrowiem, dlatego konsultacja z lekarzem jest niezbędna. Gorąco namawiam do podjęcia leczenia. Pozdrawiam i życzę szybkiego powrotu do zdrowia
9 mieczy to paniczny strach przed życiem. Zdajesz sobie sprawę, że Twoje życie nie wygląda tak jak powinno. Kolejne wydarzenie i kolejne gnębiące cię myśli pokazują ci, że zabłądziłaś na swojej drodze. A najgorsze, że nie wiesz co dalej ze sobą zrobić. Wydaje ci się, że nie ma wyjścia z tej sytuacji. Tak naprawdę boisz się zaczynać coś nowego, walczyć z życiem, nie masz siły żeby się podnieść. Ciągle rozmyślasz co zrobiłaś nie tak, gdzie popełniłaś błąd. Przytłaczają Cię twoje własne myśli. Są ciężkie jak kamienie i smutne jak kiepski melodramat. bezsenne noce: „i nagle świt przywrócił Ci wzrok coś nie jest tak jak miało być w życiu Twym…” W 9 mieczy tak bardzo boisz się żyć, że nie możesz już spać. Sen nie jest ukojeniem, nie wypoczywasz. A noc wcale nie przynosi spokoju. W ciszy i ciemności w twojej głowie przepływa tysiące myśli i uczuć. A wszystkie są pesymistyczne, niczym czarne chmury zasłaniają ci jakąkolwiek nadzieję, że nie widzisz już wyjścia z sytuacji. Coraz bardziej myślisz o swojej sytuacji a niepokój w tobie rośnie wprost niewyobrażalnie. Masz wrażenie, że głowa ci zaraz pęknie. Coraz bardziej się boisz. Panicznie się boisz. Wszystkiego. Nie tylko przyszłości, tego co będzie, ale również tego wszystkiego co dzieje się w tobie. Nie rozumiesz skąd w tobie tyle smutku i strachu. Najchętniej zamknęłabyś oczy, by ich nie czuć, ale nie możesz ich w żaden sposób odgonić. pogubienie w życiu: „zgubiłeś się w tysiącu dróg, zgubiłeś sens najdroższych słów…” Pojawiają się wyrzuty sumienia. Gdybyś wtedy postąpiła inaczej, gdybyś wtedy podjęła inną decyzję – twoje życie wyglądałoby inaczej. Zmarnowałaś swoją szansę, a nie widzisz nadziei na nową. Masz świadomość, że nie dotknęły cię żadne traumatyczne wydarzenia. Nikt nie umarł, nie straciłaś pracy, mąż cię nie zdradził. Ale w twojej głowie cały czas słyszysz: „na pewno stracisz pracę”, „on cię zdradzi, znajdzie sobie lepszą..” i boisz się o dziecko, gdy samo wychodzi, bo świat jest taki niebezpieczny. Po prostu nie umiesz zapanować nas tymi rozmyślaniami, nie umiesz w ogóle przestać myśleć… Boisz się życia… Nie umiesz już udawać, że jest dobrze. Zrzuciłaś maskę twardziela, a pod spodem był tylko strach przed życiem. I nie dbasz już o to, że inni widzą twój lęk. Nie masz siły już dłużej grać, że jesteś silna, nie masz ochoty przywdziewać masek. W 9 mieczy każdy problem rośnie do ogromnych rozmiarów. Pagórek staje się najwyższym szczytem, którego nie możesz pokonać. Inni mówią, ze to pagórek, a ty widzisz tam Mount Everest. Mówią, że wszystko wyolbrzymiasz. W zasadzie przytłaczają cię nawet małe sprawy. To, że musisz robić zakupy, że musisz posprzątać. A wszystko to co nowe cię przeraża. W twoim świecie nie ma miejsce na beztroskę i spokój. Po prostu nie ma i już. Magdalena miała pracę, którą na początku lubiła. Potem przyzwyczaiła się do niej, nie myślała, że kiedyś miała inne marzenia, chciała robić coś zupełnie innego. Przecież mam dobrą, stałą pracę i dobrze zarabiam. To najważniejsze- mówiła samej sobie. Po kilkunastu latach, któregoś dnia nie miała siły wstać z łóżka. Uświadomiła sobie, że obecna praca jej w ogóle nie satysfakcjonuje, że pospychała głęboko swoje marzenia. W głowie miała tysiące myśli. W pracy była obecna tylko ciałem. Wykonywała swoją pracę, ale cały czas myślała: to nie to co chcę robić, zmarnowałam tyle czasu. Czuła się coraz gorzej i gorzej, stała się smutna i nie oczekiwała jutra. Po co miała oczekiwać, skoro jutro będzie równie bezsensowne i smutne… Zaczęła widzieć swoje życie w „czarnych barwach”, nie widziała możliwości wyjścia z tej sytuacji. spiętrzenie problemów Często jedna decyzja poniosła ze sobą fatalne skutki. Spowodowała sytuację z którą nie dałaś sobie rady. Jedna nietrafiona decyzja pociągnęła za sobą następną i następną. I spowodowała, że przestałaś myśleć pozytywnie, oczekiwać, że spotka cię coś dobrego. Twoje życie się skomplikowało. Głównie przez twoje myśli, które powodują, że jesteś bezradna. Do tego stopnia, że nie wiesz co będzie dalej. Masz wrażenie, że cokolwiek czego się chwycisz kończy się porażką. Więc wolisz nie chwytać się za nic. Nie masz siły na działanie. Jesteś totalnie zniechęcona. Życie wydaje się przerażające i takie bezsensowne. Każdy, nawet najmniejszy problem przerasta cię. Masz wrażenie, że jesteś do niczego. Tak słaba i nieudolna, że twoje życie nie ma sensu, w gruncie rzeczy nie ma znaczenia. Po co masz robić cokolwiek skoro wszystko za co się bierzesz kończy się porażką i wcale cię nie cieszy? Czujesz się samotna, myślisz, że nie masz kogo poprosić o pomoc, a nawet nie chcesz prosić. odrzucić czarne myśli: „chmurę myśli za siebie rzuć niepotrzebna ci już niepotrzebna by czuć” Jak odnaleźć w sobie siłę do życia? Czy można odsunąć „czarne myśli”i zacząć żyć od nowa, z „czystą kartą”? Powoli można. W chwili gdy czujesz niepokój i strach przed życiem można sobie powiedzieć: „wszystko zależy ode mnie”. Mogę się bać, ale mogę odgonić „czarne myśli”. To jest tylko problem w mojej głowie,a przejmowanie się nim nic mi nie da. Są techniki oddechowe, medytacyjne, ćwiczenia fizyczne, które pozwalają uspokoić umysł- przyczynę tego, że masz „mętlik” w głowie. W sercu są tylko uczucia. Jeśli jest to ból– należy go przeżyć, wypłakać, pogodzić się z z nim. Wybaczyć sobie i ludziom. Afirmować, że świat i ludzie nie chcą nas skrzywdzić. Wszelkie problemy czynią nas silniejszymi. Każdy ma prawo się pogubić i każdy może odnaleźć drogę powrotną. Ułatwia to życie „tu i teraz”, nie w przeszłości (rozmyślania, wspomnienia) i nie w przyszłości (tworzenie i planowanie historii co będzie gdy..) To co robisz teraz kształtuje twoją przyszłość. Więc jeśli „teraz” się zamartwiasz- to przyszłość również będzie pesymistyczna. Jeśli teraz próbujesz sobie radzić i działać- to przyszłość się zmienia. siła serca: „pozwól sercu prowadzić cię” Dlatego warto „prowadzić się sercu”, odganiać „czarne myśli”, próbować nie rozmyślać i nie planować za dużo. Żyć teraz najlepiej jak potrafimy, najspokojniej jak umiemy, a stopniowo sami się zmienimy. A skoro sami się zmienimy- to zmieni się świat wokół nas. Nie jest to proste, bo pogrążać się w strachu jest najłatwiejszą formą ucieczki. Natomiast próba wyjścia ze strachu i działanie są trudniejsze, ale wszystko zależy od nas. Jeśli sami sobie z tym nie poradzimy, to żadne cudowne pigułki nie podziałają. Strach mieszka w nas, tak samo jak miłość. Strach jest wytworem umysłu, a miłość serca. Jeśli kierujesz się sercem, to ono z czasem poradzi sobie z tym strachem. Lęki w 9 mieczy są irracjonalne, kreowane przez umysł. Wystarczy „wyczyścić” i uspokoić umysł, żeby je oddalić, a wtedy zobaczymy siebie i innych w „jaśniejszym” świetle, dostrzegając, że nie ma drogi bez wyjścia i tylko od nas zależy czy to dostrzeżemy, czy będziemy wiedzieli przed sobą tylko ciemność i mur nie do przejścia.
zapytał(a) o 20:23 Nie mam już siły żyć, co mam zrobić? przez moją pustkę w życiu nie mam już siły płakać.. nawet zadawanie sobie bólu nic nie pomaga ;/jestem samotna i nieszczęśliwa.. nie mam przyjaciół a w moim życiu nic się nie dzieje.. tylko pustkachodze na kurs ale często mam wolne i zawsze siedze w czterech ścianach mojego pokoju, godzinami użalając się nad sobą. Wiele razy wstawałam, brałam sie za siebie, próbowałam być szczęśliwa ale było tak samospędzam cały mój wolny czas w pokoju.. nie wytrzymuje już tego psychicznie.. w moich życiu nie ma NICZEGO.. żadnych emocji, zabawy, miłości.. jest tylko pokój i ta ciągła cisza.. nie mam nawet do kogo sie odezwać, zwykła rozmowa z rówieśnikiem by mnie strasznie uszczęśliwiła ale wszyscy mają swoje zaje*biste życie więc nie chce sie naprzykrzać..jedyne co daje mi chwile relaksu i radości to zapalenie jointa raz na żadki czas..pustka, nicość i samotność w życiu potrafi zrujnować człowieka.. mam nadzieje że ktoś mnie tu zrozumie i pomoże bo nie wiem co mam zrobić ze swoim życiem.. myślałam o samobójstwie (jestem strasznie słaba psychiczne) ale jak na razie sie wstrzymuje..problem w tym że jestem otwartą osobą, jestem sympatyczna, inteligenta i zabawna i ambitna.. ale nie moge znaleźć przyjaciół i celu w życiu przez co popadam w depresje..Co mam robić? Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 20:30 To smutne co tu piszesz, współczuje ci i spróbuje pomóc. z domu - siedzenie w 4 ścianach nie pomoże, jedynie cię omami i do psychologa - musisz komuś to powiedzieć. Wygadanie się w internecie nie wystarczy. Psycholog ci pomoże. Od tego on tu jest. Po rozmowie z nim poczujesz ulgę, uwierz poznawać nowych ludzi. Chociażby na dyskotekach, w parku. Po prostu podejdź i spróbuj pogadać. Jesteś otwartą osobą, więc nie powinno ci tu sprawić dużo więcej czasu z rodziną. Odwiedzaj rodzinę, rozmawiaj ze swoją rodziną. Mi to zawsze poprawia humor. Zadawanie sobie bólu nie pomaga i nie pomoże, więc jeśli nadal to robisz - przestań. Samobójstwo również raczej ci nie pomoże. Opisz psychologowi wszystko co tu powiedziałaś inaczej się wykończysz. A może odnowisz kontakt z jakąś starą znajomością, może spróbujesz zbliżyć się bardziej do teraźniejszych znajomych? A może gdzieś wyjedziesz? Zaczynają się wakacje, to idealny moment :)Pozdrawiam , via odpowiedział(a) o 20:34 Nie uważasz, że warto żyć nawet dla najdrobniejszej chwili szczęścia? Przecież po śmierci wszystko się kończy, życie to wspaniały dar. Może to brzmi głupio, ale jeśli czujesz się samotna, pomyśl o jakimś pupilu. Ja jestem bardzo związana z moim kotem i zawsze gdy jest mi smutno doceniam jego towarzystwo. Poza tym spróbuj znaleźć sobie pasję, która będzie dawała ci ogromną radość. Może fotografia, szkicowanie, gra na instrumencie? A jeśli nie to zawsze są najlepsi przyjaciele - książki, no i muzyka. blocked odpowiedział(a) o 23:24 Wiele razy przeżywałam to samo co ty, tylko że ja jestem osobą raczej zamkniętą i nie lubię nawiązywać nowych znajomości, nie mówiąc o głębszych relacjach, długo się otwieram przed innym człowiekiem. Na szczęście udało mi się znaleźć przyjaciół. Moja rada jest taka, nie skupiaj się na tym by znaleźć przyjaciół, by inni Cię polubili itp. Po prostu bądź sobą, wychodź do ludzi, uśmiechaj Cię. Staraj się być szczęśliwa, zacznij np. ćwiczyć, biegać, zapisz się na siłownię. Zacznij robić coś co Ciebie uszczęśliwia i nie użalaj się nad sobą, bo to nie ma sensu. Życie masz tylko jedno. Jeśli ty pokochasz siebie to inni ludzie też zaczną Cię inaczej postrzegać. Wszystko w życiu się zmienia, więc nawet nie myśl o samobójstwie, bo jeszcze wiele wspaniałych chwil Cię w życiu czeka. :* _EAGLE_ odpowiedział(a) o 16:04 Moja droga! To godne pochwały, że wiele razy brałaś się za siebie i próbowałaś być szczęśliwa, lecz jest coś co opisuje się jako neurochemia mózgu. Tzn. są pewne "drogi" hormonalne lub neuronalne, które przenoszą impulsy przy odpowiednich doświadczeniach i sprawiają, że czujemy się dobrze i mamy energię do życia lub czujemy się kiepsko i odczuwamy pustkę. I te jak opisałem drogi są jak strumyki rzeczne. Woda drąży ziemie i przeciska się wąskimi dolinkami, aby wypłukiwać ziemię i poszerzać swoje koryto. Tak samo impulsy wędrują w naszym ciele po dróżkach i drogach szerszych i węższych, mocniejszych lub słabszych. To jest jak nawyk. Jeżeli siedzisz wiele czasu i się smucisz poszerzasz ścieżki odpowiedzialne za smutek, przygnębienie i brak kreatywnych pomysłów. Z drugiej strony są pozytywne reakcje organizmu takie jak ciekawość, radość, miłość, jakieś poczucie szczęścia itd. One też potrzebują swoich bodźców i hormonów (endorfin, dopaminy, serotoniny, oksytocyny). Im lepiej twoje drogi pozytywnych impulsów są wyrobione tym łatwiej wchodzisz w dobry szczęśliwy nastrój i tym dłużej w nich pozostajesz i łatwiej cieszysz się Ci zatem nie tylko jednorazowe powstania, bo to za mało by twoje umysł i ciało trwało w radości, ale systematyczną pracę, aby wyrobić taką osobowość w jakiej będziesz czuła się lepiej. Zwróć uwagę na ludzi, którzy często się cieszą. Mają już to tak wyrobione, że wystarczy że się budzą widzą promienie słońca i już się cieszą. Mają neurochemię swojego mózgu tak ustawioną, że z łatwością przepływają tam hormony szczęścia, a wszystkie radosne odruchy są naturalne, płynne i powinnaś obowiązkowo biegać kilka razy w tygodniu lub nawet codziennie 15-30 min. (rozkład kortyzolu i produkcja endorfin + dodatkowa energia w ciągu dnia) oprócz tego BEZ WZGLĘDU na nastrój i przekonania uśmiechać się do lustra (jeżeli nie będzie ci się chciało, albo akurat będziesz smutna pomóż sobie palcami - pociągnij kąciki ust do góry). Możesz też oglądać jakieś filmy w internecie, czytać książki, spotykać nowych ludzi, robić cokolwiek co cię ożywi. Na początek możesz po prostu udawać że cię to cieszy lub że to lubisz, i tak wydzielisz odpowiednie hormony, a z czasem stanie się to nawykiem i będziesz robić co tam jest właściwie porada dla osoby która siedzi i się smuci. Kolejnym etapem jest wychodzenie z pokoju do ludzi i realizowanie się poza czterema ścianami. Ale tutaj się nie wypowiem bo sam jestem na tym etapie. właściwie dostrzegam u u siebie podobną sytuację. też siedziałem całymi dniami i się użalałem nad sobą i nienawidziłem swojego pokoju i nudnego życia. Zacząłem robić to co opisałem i czuję się znacznie lepiej. Wciąż siedzę dużo w domu, ale już się nie smucę, ani nie czuję przygnębienia i nie mam myśli samobójczych. Przygotowuję się raczej i powoli zaczynam działać, by wyjść do ludzi i zacząć już na dobre korzystać z życia. W sumie znajomi także mi mówią że jestem inteligentny, ambity, zabawny i życzliwy, ale też mam problemy z budowaniem relacji i nawiązywaniem znajomości... ciekawa analogia, dopiero teraz tak to zauważam jak piszę... może dlatego się tak rozpisuję, chociaż mam lekkie wrażenie że jest to trochę bez ładu i składu. Tak czy inaczej jestem ciekawy jak poradzę sobie z kolejnym etapem :) pozdrawiam Zamiast spędzac wolny czas w pokoju - wyjdź na dwór, przejdź się do parku, chodź po sklepach. Ludzi spotkasz wszędzie, może akurat pozasz kogoś ciekawego, kto odmieni Twoje życie? lol556 odpowiedział(a) o 20:26 Wez się w garść jest jeszcze tyle przed tobą myślisz że nie ma sensu ale zobaczysz jeszcze że warto żyć ;) uwiez mi :) Leader ☆ odpowiedział(a) o 20:28 Skoro jesteś otwartą osobą to w końcu poznasz kogoś. Tyle, że zamiast siedzieć w pokoju wyjdź se na dwór. assas1 odpowiedział(a) o 20:30 może pojedź gdzieś na obóz/kolonie? :) wiele osob decyduje sie jechac samemu - bez zadnego przyjeciela/znajomego, więc tam bys kogos poznała jesli w twojej klasie nikt z tb nie chce rozmawiac to moze ją zmien, albo zmien szkołe, zastartujesz na nowo ^^ assas1 odpowiedział(a) o 20:31 może pojedź gdzieś na obóz/kolonie? :) wiele osob decyduje sie jechac samemu - bez zadnego przyjeciela/znajomego, więc tam bys kogos poznała jesli w twojej klasie nikt z tb nie chce rozmawiac to moze ją zmien, albo zmien szkołe, zastartujesz na nowo ^^ nata4050 odpowiedział(a) o 20:32 Nie wolno Ci myśleć o samobójstwie bo to najgorsze z możliwych rozwiązań. Daj sobie szanse spróbuj no nie wie wyjść na miasto nie koniecznie do znajomych na zakupy czy do kina może ta kogoś poznasz zawsze jest jakieś rozwiązanie. Pogadaj z nauczycielem lub psychologiem o twoich problemach napewno dasz rade ;)) I masz mniej więcej 15 lat? Hej, przede wszystkim chciałabym wiedzieć ile masz lat, bo inaczej mówić do gimnazialistki, a inaczej rozmawiać z dorosłą dziewczyną, no nic spróbuję bez tej wiedzy, więc powiem Ci szczerze, że mam podobnie, bo napisałam maturę, skończyłam szkołę i nic, ja nawet z domu nie mam gdzie wyjść, mieszkam na wsi, więc nowych ludzi ciężko poznać, a starzy znajomi... no coż tak naprawdę to nigdy nie miałam z nimi zbyt dobrego kontaktu... też jakos tak mi smutno i pusto, no ale coż jakoś mam nadzieję, że może pójdę na te studia za parę miesięcy i cos się zmieni, na razie zostaje mi rodzeństwo... :p blocked odpowiedział(a) o 01:58 Chodź, pogadamy sobie i może przestaniesz być taką jestem przyjazny, tylko lubię pociskać innym ,ok? blocked odpowiedział(a) o 14:50 Popadasz w debilizm , nie depresję. Nie potrzebni ci są ludzie , wyzbyj się ich ; bądz neutralna .Użalaj się nad sobą dłużej - to ci pomoże. Jesteś ofiarą nałogu , z którego nie zdajesz sobie sprawy. I obawiam się ,że tak już sama się rujnujesz , nie los , nie życie . Lubisz widocznie być ofiarą . Zatem zrób jedną jedyną przysługę : Nie zadawaj takich debilnych, wkuurwiających pytań .Tak , możesz usunąć moją odpowiedz . Nie przeszkadza mi to. Wygląda na to, że ci to odpowiada a problem wymyślasz sobie sama. Twierdzisz inaczej? Nie pasuje ci samotność? Mylę się? Skoro jesteś otwartą osobą to wyjdź do ludzi. Poznaj ich. Jesteś otwarta a siedzisz sama - wolisz samotność i tyle. Ewentualnie tkwisz w przekonaniu, że jesteś zbyt inteligentna na tak głupie towarzystwo. Powiem ci tak. Rób co chcesz. Samotność jest straszna, jednak wolę być sam niż wdawać się między idiotów. Również często spędzam popołudnie sam w pokoju wśród czterech ścian. Często rozmawiam sam ze sobą. I mi to odpowiada. I nie palę. Mam swój własny świat, swoje szare kredki i w porządku. Nie rób problemów z niczego. Powtarzam, gdyby ci to nie odpowiadało - zmieniłabyś to. Więc przemyśl to i odpowiedz sobie czego tak naprawdę chcesz i oczekujesz od życia, ludzi. Skąd masz zioło skoro niby nigdzie nie wychodzisz i nie masz przyjaciół? Uważasz, że ktoś się myli? lub
Pomyśl sobie, że chcesz stracić coś tak cennego jak życie przez kawałki papieru które tylko umownie coś znaczą na tym świecie i nie wszystko wokół nich się kręci. Możesz spłacać dług latami w zależności jak duży masz ten dług pracować teraz na niego na budowie, za granicą. Żyć skromnie, bez rzeczy materialnych które są tylko rzeczami . możesz pożyczyć od kilku osób ze znajomych czy rodziny i potech ich spłacać bo jeżeli masz jakieś długi przez hazard albo inne szemrane sprawy to musisz się przyznać przed wszystkimi, rodziną i skończyć z obecnym stylem życia co nie jest takie straszne . Jak się zabijesz to nie poczujesz ulgi bo martwy człowiek ulgi nie czuje bo go poprostu już nie ma i nie ma najmniejszego sensu takie wyjście.
napisał/a: derys7 2012-03-23 20:29 Zaczęło się u mnie na stałe jakiś rok temu. Po powrocie do mojego chłopaka. Zaczęłam być zazdrosna i mam dosłownie obsesję na punkcie kobiety która była z nim kiedy my mieliśmy roczną przerwę. Ja wtedy też kogoś miałam, po czasie dowiedziałam się że wszytsko co mówił mi było kłamstwem i nie wspominam tego dobrze. Za to ta kobieta, była lespza ode mnie we wsyztskm, nie wiem dlaczego moj chłopak do mnie wrócił. Myśli o niej dręczą mnie od kiedy tylko wstanę. Każda sytuacja, nawet kiedy chłopak mnie całuje, kiedy spędzamy razem czas wychodzimy na spacer, kiedy odbiera maila, wszystko kojarzy mi się z nią.. Nie chcę o tym myśleć, staram się odgonić te myśli jak najdalej, ale i tak myślę o niej conajmniej kilkadziesiąt razy dziennie. Zaczynam robić awantury, a przecież chłopak zapewnił mnie, że żebym się już nie denerwowała zerwał z nią nawet kontakt. A w moich myślach jak w jakimś równoległym wymiarze myślę co oni by robili gdyby dalej byli razem, jak ona by się zachowała itd. Te myśli mnie osaczają. Brak mi już sił. Jestem w ogóle horobliwie zazdrosna a chłopak pracuje głwonie z kobietami więc ma z nimi ciągly kontakt mnóstwo koleżanek.. Nie chcę taka być, kiedyś taka nie byłam.. Do tego dochodzi moja córka, 2-letnia która zdaje się woli wszytskich żeby tylko nie siedzieć ze mną. Nie dziwię się... Ostatnio ciągle bym spała. Wielką trudność sprawia mi wstanie z łóżka. Mama patrzy na mnie jak na leniwą... A ja po prostu nie mogę się ruszyć, nie jestem leniwa... Coś mnie trzyma... I te awantury, ciągle je robię, boj się że po raz drugi mój związek się rozpadnie.. Nie chcę tego. Kocham go, ale nie potrafię się powstrzymać, jestem ze wszytskich stron atakowana tymi obsesyjnymi myślami o jego byłej i innych które chciałyby być jego i jestem tym tak zmęczona że wybucham w sprawach błahych... Jestem tym tak zmęczona że ostatnio po prostu brakuje mi sił, by żyć. Wstaję z łóżka bo muszę. Ale powoli zaczynam uważać że takie życie nie ma sensu, zatruwam życie swojemu mężczyźnie, moje dziecko widzi ciągle smutną albo płaczącą godzinami matkę, jestem tylko ciężarem... Boję się, że nie dam rady już i zamknę się w lazience i podetnę sobie żyły. Tak byłoby lepiej, on znalazłby lepszą 'mamę' i byłby szczęśliwszy z kobietą któa nie robiłaby mu wiecznych awantur, z barków moich rodziców spadłby ciężar utrzymywania mnie (tak, mam 23 lata nic nie osiągnęłam, po rozstaniu z facetem zamieszkałam spowrotem z rodzicami).. Coraz częściej i te myśli mnie prześladują. Chociaż nie chcę zostawiać mojej córki to myślę, że dla niej tak byłoby lepiej... Nie wiem czemu tu napisałam. Nie mam komu tego powiedzieć, wszyscy mówią coś w stylu 'przesadzasz, daj spokoj, nie leń się, jesteś paranoiczką, poryczysz i przestaniesz' itd... Kiedy ja kiedyś byłam inna, otwarta na ludzi, podejmująca wyzwania, miałam pełno znajomych. Tych których mam teraz mogę policzyć na palcach jednej ręki.. Co mam robić... Nie chcę już płakać, już chwilami brakuje mi łez... Pomóżcie mi proszę...
jak dalej żyć kiedy brak już sił